sobota, 31 stycznia 2015

Prolog.


Gaia
     Słońce właśnie wdrapało się na bezchmurne niebo, aby po chwili skierować swoje promienie wprost na zamknięte oczy śpiącej w drewnianym pokoju, młodej dziewczyny. Ta od razu zmarszczyła brwi, zakrywając oczy dłonią. Podświadomie wiedziała, że na tym jej spanie się zakończyło, chociaż teraz jedyne o czym marzyła to chociaż 5 minut dodatkowego snu. 
  - Gaia, wstawaj, zaczynam robić śniadanie. - Usłyszała dochodzący z dołu męski głos swojego ojca. Mimowolnie jęknęła z niezadowoleniem i powoli zdjęła dłoń z zamkniętych oczu, aby przyzwyczaić je do słońca. Po kilku minutach siedziała na łóżku, spoglądając zegarek, który wskazywał właśnie 7:00. "No nic", pomyślała dochodząc do siebie "trzeba wstawać".

    Wstała z łóżka i wyjęła z drewnianej komody ubranie, po czym skierowała się do łazienki, która była małym pomieszczeniem, jako jedynym w całym domu zrobionym z kamienia. W niej znajdował się prysznic wiszący na ścianie, odpływ, toaleta, dwa ręczniki, półeczka na której stało kilka buteleczek oraz zlew, a nad nim wisiało lustro. Dziewczyna odkręciła wodę i stanęła pod prysznicem, po chwili chwyciła jedną z buteleczek, z której wylała odrobinę płynu na dłoń i zaczęła myć głowę, specyfik zaczął się delikatnie pienić. Kiedy skończyła myć głowę wzięła mydło i dokończyła prysznic.

     Gdy zaszła na dół ubrana była w brzoskwiniową koszulkę, która kończyła się nad pępkiem oraz spodnie w tym samym kolorze, tak ubierały się tutaj  niezamężne kobiety, takie ciuchy najłatwiej było wytworzyć, mężczyźni nosili lniane koszule oraz spodnie, a mężatki długie sukienki. Swoje oczy skierowała na stół na którym stało już śniadanie w postaci kiełbasek, sałatki i świeżego chleba.
 - Dzień dobry, tato. - Uśmiechnęła się ciepło i ucałowała w policzek mężczyznę siedzącego przy stole.
 - Dzień dobry. Siadaj i jedz zanim wystygnie, za pół godziny mamy zebranie, nie chciałbym, abyśmy się spóźnili. - Odpowiedział oficjalnie z delikatnym uśmiechem, na co dziewczyna skinęła głową i usiadła na swoim miejscu.
 - Smacznego. - Chwyciła za widelec, aby nałożyć sobie jedzenie.
 - Nawzajem. - Odpowiedział mężczyzna robiąc dokładnie to samo.

     Pół godziny później, blondynka weszła do dużej sali w której każdego poranka spotykali się wszyscy osadnicy, po czym rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu przyjaciół, którzy zajęli już miejsca. Aria pomachała do niej wesoło, Lockwood od razu podeszła w miejsce w którym stała dziewczyna i przytuliła ją na przywitanie, tak samo przywitała Zandera.
 - Czeeeść! - Powiedziała nieco nazbyt entuzjastycznie i przeciągle, zważając na to, że od 15 lat byli praktycznie nierozłączni i w żadnym wypadku nie chciała tego zmieniać. Na pewno nie poradziłaby sobie tutaj bez nich, nie miała innych przyjaciół, a samej osady szczerze nienawidziła. - Dzisiaj mój ojciec ma nocną wartę przy bramie, wpadniecie wieczorem? Zrobię kolację.
 - Jasne. - Odpowiedziała Aria, uśmiechając się. A Gaia nawet nie spodziewała się innej odpowiedzi. Zander również przytakną, po czym przyłożył palec wskazujący do ust, pokazując im tym samym, że zebranie się rozpoczęło. Każde wyglądało tak samo: najpierw lista obecności, później ogłoszenia, a na końcu każdy mógł wyrazić co mu przeszkadza, co jest nie tak lub w czym potrzebuje pomocy. Tym razem odezwała się pani Merchart, opowiadając o tym jak zeszłej nocy ktoś lub coś zabiło jej jedną z kur. I że to na pewno była wina mężczyzny, który tej nocy miał wartę, ponieważ wpuścił lisa lub inne zwierzę, a może nawet sam zabił kurę! Sprawa zakończyła się obietnicą ze strony burmistrza, że ta sytuacja zostanie rozwiązana jeszcze przed zachodem słońca.

     W osadzie każdy miał swoją rolę, między innymi były szwaczki, które zapewniały ubrania, rolnicy, ogrodnicy, drwale, zielarze, znachorzy, złote rączki i myśliwi. W wieku 16 lat każdy wybierał sobie zawód w którym chciał się specjalizować i zaczynał pracę z ludźmi, którzy zajmowali się tym od lat. Gaia wybrała zielarstwo, idąc w ślady swojej zmarłej matki, chciała pomagać ludziom, a jako zielarka tworzyła specyfiki niezbędne do higieny osobistej i zachowania urody, leki, herbaty oraz okłady dla chorych. Ojciec był dumny z tej decyzji i podarował jej w prezencie notatnik matki dziewczyny w którym ta opisywała rośliny, ich działania oraz przepisy. Gaia zawsze pracowała ciężko i była jedną z najlepszych uczennic pani Lovitt. Tego dnia nie mieli zbyt dużo zamówień, dlatego też Gai udało się wykonać kilka przepisów w postaci maseczek oraz kosmetyków dla siebie.

    Wieczorem wróciła do domu, lubiła to miejsce, była to teraz ostatnia z rzeczy łącząca ją z matką, przez ten dom czuła jeszcze jej obecność, po tym jak Toya zmarła kiedy Gaia miała 7 lat na ostre zapalenie płuc. Drugą rzeczą było to, że jej ojciec sam wybudował ten dom, oczywiście z pomocą osadników, ale już wszystkie meble wykonał własnoręcznie. To napawało Lockwood niewypowiedzianą dumą i dlatego to miejsce było dla niej najdroższe na świecie. Nawet jeżeli nienawidziła być BE, a niestety tą plakietkę przyłatały jej więzy krwi.

    Najbardziej w tym wszystkim zasmucała ją bezsilność, nawet jeżeli całym sercem chciała się stąd wydostać, nie miała możliwości wyboru. Nawet gdyby udało jej się uciec, przy codziennych spisach ludności nie udałoby się tego ukryć i prędzej czy później znaleźli by ją, a wtedy z życiem mogłaby się pożegnać.

    Po chwili sentymentów i sprawdzeniu czy ma wszystko co jest potrzebne do przyrządzenia kolacji, zabrała się za przyrządzanie polewki z barszczu na pierwsze danie oraz podpłomyków, sałatki oraz pieczonego kurczaka, którego zamówili od rzeźnika, pana Smitha. Gaia nawet lubiła gotować, a i jej potrawy były smaczne, jako zielarka potrafiła doprawić je tak, aby były dobre i miały chociaż minimalne zdrowotne  zastosowania. Podczas przyprawiania potraw usłyszała pukanie do drzwi do których podbiegła kilkoma szybkimi susami i od razu je otworzyła. A jej oczom ukazał się wysoki brunet.
 - Witam, paniczu. - Powiedziała żartobliwym tonem i dygnęła na przywitanie. - Jak Ci mija ten jakże cudowny wieczór?
 - Również witam. Wręcz idealnie, księżyc wspina się wysoko na niebo, sprawiając, iż serce się raduje. - Odpowiedział tym samym tonem z uśmiechem.
 - Siadaj, rozgość się.  Nie wiesz gdzie jest Aria?
 - Nie mam pojęcia, widziałem ją jak wracała z pracy, mówiła, że idzie się przebrać, pomoże mamie z kolacją i niedługo się tutaj pojawi. - Odpowiedział, natychmiastowo wzruszając ramionami, a w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi, jednak Gaia nawet nie zdążyła do nich podejść, ponieważ już po chwili do środka weszła brunetka.
 - O wilku mowa.
 - Cześć
 - Hej, co tak długo? Siadaj, kolacja jest gotowa. - Lockwood uśmiechnęła się do przyjaciółki nalewając zupy do miseczek, które po chwili zaniosła na stół stojący w kuchni, chociaż trudno było to nazwać kuchnią, ponieważ cały dół był jednym pomieszczeniem. Połączeniem kuchni z salonem.
 - Musiałam pomóc mamie w sprzątaniu i kolacji. Nienawidzę tego, zwłaszcza po pracy. - Mruknęła dziewczyna w odpowiedzi, spoglądają na krzątającą się po pomieszczeniu Gaię, po czym przeniosła spojrzenie na Zandera.
 - Ja też nie. Ludzie w Elosien nie mają takich problemów. Ponoć wszystko robią za nich maszyny. Tak samo jak z gotowaniem. - Westchnęła bezgłośnie, siadając do stołu z przyjaciółmi, - Smacznego.
 - Dlatego między innymi chciałabym tam mieszkać. Nawzajem.
 - Ja też.
 - Ej, no dziewczyny. ja nie wiem co wy widzicie w tym Elosien. My przynajmniej wiemy, że żyjemy. A ponoć nawet małżonków im wybiera komputer. Podziękuję za takie życie.
 - Być może tak jest, ale czy u nas jest pod tym względem lepiej? - Zaczęła Gaia, po tym jak przełknęła zupę, którą właśnie miała w ustach. - Nasi rodzice lub dziadkowie podjęli za nas decyzję, aby żyć jako BE. A każdego poranka sprawdzają obecność. Nie możemy odejść, nawet nie wiedząc dlaczego. I co jest gorsze?
 - Zdecydowanie życie tutaj. - Wtrąciła ze spokojem Aria mając podobne poglądy do Gai, zakańczając dyskusję, która prawdopodobnie skończyła by się bezsensowną sprzeczką. Kolejną, którą przeprowadziliby na ten temat.

    Kiedy zjedli kolację, przenieśli się do pokoju dziennego. Gaia usiadła na jednym z foteli, a pozostała dwójka na kanapie naprzeciwko, która stała tuż obok regału na książki, wypełnionego nimi po brzegi. Rodzina Gai już od kilku pokoleń żyła jako BE, jednak ona była pierwszą, która była ciekawą świata poza granicami osady, co  sprawiało, że nawet jej ojciec uznawał ją za ewenement, a jej ciekawość świata, starał się zaspokoić starymi książkami, które znajdowały się w ich rodzinie. Tego wieczoru rozmawiali o wszystkim: swoich pracach, rodzinach, ostatnich plotkach czy też niedawno przeczytanych książkach. Wszystkim poza metropolią, której temat w osadzie był poniekąd tematem tabu.
 - Wiecie co, dziewczyny? Fajnie się spędza z wami czas, ale ja muszę już iść. Wiecie jacy są moi rodzice. Aria idziesz też? Odprowadzę Cię jeśli chcesz. - Odezwał się w końcu Zander wstając z kanapy.
 - Ja właśnie chciałam zaproponować, żebyś została na noc. Dzisiaj z pracy przyniosłam trochę kosmetyków,  mogłybyśmy sobie zrobić babski wieczór. No i możemy podkraść jedno z win mojego taty, ale to już jak wolisz. - Zareagowała na jego słowa Gaia licząc, że przyjaciółka zostanie, nie chciała, a przede wszystkim nie lubiła zostawać sama na noc. Aria przez chwilę zastanawiała się nad propozycjami, a w końcu odpowiedziała z szerokim uśmiechem, który sugerował iż żartuje.
 - Tym winem mnie przekonałaś.

Obserwatorzy

statystyka